Witamy w kolejnym poście poświęconym recenzji filmu z motywem kradzieży tożsamości. Dzisiaj wybieramy się na podróż w odległą przeszłość — produkcja, o której będziemy dzisiaj mówić została nakręcona w 1981 roku i opowiada historię z XVI wieku. Oczywiście, udzielamy ostrzeżenia o spojlerach.

Powrót Martina Guerre to niezwykłe dzieło. Jasne, sama realizacja trzyma dobre tempo, a kostiumy, obyczaje i scenografia stoją na szalenie wysokim poziomie. Aktorzy, wśród nich Gerard Depardieu, dali z siebie wszystko i naprawdę potrafią zaangażować widza w to, co się dzieje na ekranie. Z naszego punktu widzenia ciekawsza jednak jest opowiedziana historia, bo została ona oparta o fakty.

Martin Guerre istniał naprawdę. Został niesłusznie oskarżony o popełnienie przestępstwa, więc, aby ratować siebie, musiał uciec ze swego rodzinnego miasteczka. 10 lat później Arnaud du Tith dotarł do miejscowości, z której Martin uciekł i… Podszył się pod niego. Jego celem było zdobyć majątek uciekiniera i posiąść jego pozycję w społeczeństwie. Bliscy Martina, choć początkowo przyjmują oszusta z otwartymi ramionami, zaczynają z czasem podejrzewać, że coś jest nie w porządku i doprowadzają Arnauda przed sąd. Film w tym miejscu jest mniej zaskakujący niż rzeczywistość. W dziele przedstawiają różne dowody na to, że Arnaud to nie osoba, za którą się podaje, jak np. fakt, że Martin był praworęczny, a Arnaud to mańkut. W prawdziwym świecie jednak przed wymiarem sprawiedliwości zjawił się sam Martin (technicznie rzecz biorąc, wracając z wygnania), co stanowiło ostateczny dowód w tej sprawie.

Z prawniczego punktu widzenia, cała ta opowieść jest fascynująca. Kradzież tożsamości, choć kojarzy się obecnie z wyłudzaniem kredytów i hackerami, to żadna nowość. Przykład Martina Guerre to jeden z bardziej znanych przypadków podszywania się pod inne osoby, chociaż przypuszczamy, że najsłynniejszym oszustem tego rodzaju był Dymitr I Samozwaniec, prawdopodobnie zbiegły mnich podający się za rzekomo cudownie ocalałego księcia – udało mu się zdobyć tron carski w XVII wieku (chociaż czekał go rychły i dosyć okropny koniec). Niemniej film, dzięki opowiedzianej historii i dbałości o szczegóły, daje fascynującą możliwość spojrzenia w przeszłość.

Czy tego typu sytuacja mogłaby przydarzyć się w dzisiejszym świecie? Prawdopodobnie nie. Zostawiamy tak dużo, głównie cyfrowych, śladów za sobą, że trudno byłoby nie zidentyfikować kogoś, kto nagle się zjawia i podaje się za osobę, którą nie jest. Podstawą jednak byłoby zdobyć informacje, które jednoznacznie udowodnią (bądź zaprzeczą) temu, co potencjalny oszust mówi. To trudne zadanie, dlatego warto mieć odpowiednie wsparcie.

W związku z tym, jeśli przypuszczasz, że masz do czynienia z oszustem podszywającym się pod kogoś, wejdź na naszą stronę internetową i zobacz, co możesz dalej zrobić z tym faktem – https://skradzionatozsamosc.pl