Kradzież tożsamości jest motywem, który zaskakująco rzadko pojawia się w wysokobudżetowych kreacjach kinowych. Dlaczego tak jest? Trudno powiedzieć. Natomiast istnieje kilka hollywoodzkich filmów, które wykorzystują ten temat jako podstawę do snucia opowieści. Dzisiaj zajmiemy się jednym z nich. Jego tytuł to Złodziej tożsamości. Historia prawdziwa.

Nakręcona w 2015 roku produkcja, zgodnie z nazwą, opowiada prawdziwą i dziwaczną historię, która przydarzyła się Michaelowi Finkelowi (Jonah Hill), świeżo zwolnionemu dziennikarzowi prestiżowego amerykańskiego dziennika. Christian Longo (James Franco), człowiek oskarżony o zamordowanie swojej rodziny, zostaje niespodziewanie ujęty w Meksyku i deportowany do Stanów Zjednoczonych… Podając dane Finkela przy zatrzymaniu. Główny bohater dowiaduje się o tej sprawie i postanawia spotkać się ze znajdującym się w areszcie i czekającym na sprawę w sądzie oskarżonym. Longo utrzymuje, że jest niewinny i wraz z protagonistą ustalają, że Finkel napisze książkę o jego sprawie, w zamian za co Longo będzie mógł się od niego uczyć warsztatu pisarskiego.

W filmie najciekawsze jest to, że znaczna część przedstawionych w nim sytuacji wydarzyła się naprawdę. Praca kamery i udźwiękowienie również zostały świetnie zrealizowane. Złodziej tożsamości. Historia prawdziwa to jeden z tych obrazów, którym zasadniczo nic nie można zarzucić na kanwie wartości produkcyjnych. Sama gra aktorska również została zrealizowana bardzo dobrze. Hill i Franco dobrze wpasowali się w swoje role, inni ludzie na planie też spisali się nieźle.

Mimo tego, że póki co chwalimy ten film, to nie polecamy raczej go oglądać. Dlaczego? Rupert Goold, reżyser i scenarzysta, jakimś cudem z tak interesującej historii nie był w stanie stworzyć ciekawego obrazu. Produkcja dłuży się i nuży, momentami ma się wrażenie, że można pominąć znaczne części, byle dojść do końca i odkryć kiepsko zawoalowaną tajemnicę. Świetne walory produkcyjne i porządna gra aktorska nie są w stanie dać tyle, by skontrować mizerne tempo prowadzenia akcji.

Co do motywu kradzieży tożsamości, mamy tutaj do czynienia z niestandardowym procederem. Longo nie korzystał z nazwiska Finkela po to, aby odnieść jakiekolwiek korzyści finansowe, czy aby zaszkodzić dziennikarzowi – jego celem było jedynie skutecznie wymykać się organom sprawiedliwości. Patrząc się na to z punktu widzenia polskiego prawa, nie doszło tu do popełnienia przestępstwa, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ten czyn może być dokonany jedynie z zamiarem bezpośrednim, a takiego niemal na pewno tu nie było.

Jesteśmy rozdarci. Z jednej strony doceniamy kunszt aktorski i produkcję. Z drugiej zaś bardzo nie przypadła nam do gustu mizernie opowiedziana historia – ona sama ma olbrzymi potencjał. Czy warto obejrzeć ten film? Jeśli szukasz czegoś, co można bez większego bólu obejrzeć w piątkowy wieczór i potem o tym zapomnieć, to tak. Jeśli chcesz jednak doznać świetnego kina, to lepiej wybrać coś innego.