Kontynuujemy passę wysokobudżetowych filmów z motywem kradzieży tożsamości. Ostatnio recenzowaliśmy znośny, ale niezbyt dobrze poprowadzony film z Jamesem Franco w roli głównej. Dzisiaj za to chcemy opowiedzieć o superprodukcji z 1997 – jak inaczej moglibyśmy nazwać dzieło, w którym występują Cage, Travolta, a to wszystko reżyseruje Woo? Czy Bez twarzy jest czymś więcej, niż kolejnym filmem akcji z lat 90.?
Historia opowiedziana w tej produkcji już od samego początku trzyma w napięciu. Syn głównego bohatera zostaje zabity w nieudanym ataku terrorystycznym. Antagonista starał się uśmiercić naszego protagonistę. Mija kilka lat od tego incydentu i nagle nasz pierwszoplanowy agent zostaje stawiony w sytuacji, w której musi zlokalizować bombę zastawioną przez swego arcywroga. Aby tego dokonać, poddaje się operacji plastycznej, by upodobnić się do zabójcy jego dziecka – wszystko, by zdobyć informacje dotyczące ładunku wybuchowego, uratować setki niewinnych ludzi… I by się zemścić.
Krótko rzecz ujmując – to ekscytująca produkcja. Tempo i napięcie cały czas są utrzymywane na odpowiednio wysokim poziomie, a gra aktorska Travolty i Cage’a (obaj musieli się wcielać w każdą z dwóch pierwszoplanowych postaci) robi wrażenie. To zdecydowanie jeden z lepiej zrealizowanych filmów, które mieliśmy okazję recenzować w tej serii. Czy to idealne dzieło? Skąd, daleko mu do tego miana. Reszta aktorów, choć wypadła w porządku, nie zbliża się do poziomu prezentowanego przez obie gwiazdy. Sam film za to nie zestarzał się najlepiej i sprawia wrażenie kiczowatego. Jeśli jednak przymkniemy na to oko (albo jeśli po prostu nie mamy z tym problemów), to Bez twarzy staje się szaloną i interesującą pozycją do obejrzenia.
Co do motywu kradzieży tożsamości, to produkcja, w perspektywie naszych poprzednich recenzji, stawia ten temat na głowie. Nie dość, że to postać w pozytywnej roli posuwa się do takich środków, to dokonuje tego w sposób zdecydowanie bardziej drastyczny i radykalny, niż wszystkie dotychczasowe przykłady. Można się pokusić o stwierdzenie, że protagonista wypełnił znamiona czynu zabronionego. Nieprzypadkowo użyliśmy tak precyzyjnego stwierdzenia – uważamy, że nie popełnił on przestępstwa. Dlaczego? Aby można było o tym mówić, musi być obecny element winy. Trudno zaś o taki, gdy mamy do czynienia z państwowym agentem, który kradnie osobowość groźnego przestępcy i chce poczynić działania przeciw jego własności (chce unieszkodliwić jego bombę), by uratować setki niewinnych ludzi. To dosyć rzadko spotykana linia rozumowania, natomiast można byłoby pokusić się o przedstawienie jej w sądzie i przypuszczamy, że byłaby ona skuteczna, jeśli główny bohater zostałby oskarżony o kradzież tożsamości.
Bez twarzy to jeden z filmów, które możemy z ręką na sercu polecić fanom dobrego kina. Świetna akcja, nieoczywiste motywy w fabule, a także niemal szalone przedstawienie tematu kradzieży tożsamości sprawiają, że będziemy z uśmiechem wracać do tej produkcji.